sobota, 15 sierpnia 2015

After the summer

Czułam jak makijaż, zmieszany ze łzami spływa po mojej szyi i dekolcie, pozostawiając smugi na moim ciele. Prysznic koił nie tylko nerwy, ale i zwykły, fizyczny ból. Gdzieś poniżej lewej piersi woda mieszała się z krwią sączącą się z płytkiej, ciętej rany. W całym tym bałaganie musiałam przypominać pobitego, smutnego klauna, który ukrył się za zasłoną prysznicową przed całym światem.
Krople wody spływały po mojej twarzy, oblepiając ją włosami, ale nie miałam siły nawet na to, by je odgarnąć. Zamknęłam oczy i uciskałam ranę, choć mózg krzyczał, żebym zostawiła obolałe miejsce w spokoju.
Nie wiem ile czasu tak spędziłam. W końcu leki przeciwbólowe zaczęły działać na stłuczone żebra i powoli byłam w stanie doprowadzić się do porządku. Cukierkowy zapach tanich kosmetyków sprawiał, że nie mogłam odpłynąć myślami zbyt daleko.
Kiedy zdecydowałam, że pora zakończyć to użalanie się nad sobą i wyszłam spod prysznica od razu dostrzegłam, że w zaparowanym lustrze ktoś narysował palcem groteskowo szeroki uśmiech na wysokości moich ust. Dużo niżej widniało lakoniczne "Przepraszam -J"
Zmarszczyłam brwi na ten widok i w pośpiechu parę przedramieniem, przez co musiałam zmierzyć się z kolejnym kiepskim widokiem - własnym odbiciem.
Resztki makijażu w kącikach oczu, rozcięta warga i siniak na obojczyku. Do kompletu brakowało tylko wyrwanych włosów, co na szczęście mnie ominęło.
Sięgnęłam po apteczkę i zakleiłam ranę na boku. Nie było się co bawić w szycie, była płytka i gdybym tylko nie naruszyła jej przy wstawaniu z łóżka, pewnie byłaby w lepszym stanie. Na siniak rozciągający się pod nią nie było co poradzić.
"Cholera trafiłaby szklane stoliki. Co podkusiło mnie, by taki kupić?"
Wciągnęłam na siebie czerwoną, koronkową koszulę nocną i czarny, puszysty szlafrok, rozczesałam włosy i związałam je w warkocz, byle nie przeszkadzały.
Robiłam wszystko niczym automat, przestając powoli zwracać uwagę na otoczenie i gubiąc się w myślach.
Miałam zamiar pomaszerować prosto do kuchni i znaleźć słoik masła orzechowego, albo chociaż lodów, albo czegokolwiek co ma przeciwbólowe działanie na psychikę, ale zauważyłam, że w sypialni pali się nikłe światło.
Westchnęłam ciężko, nie wiedząc czego oczekiwać. Przede wszystkim byłam zmęczona i nie miałam ochoty na powtórkę z wczorajszej... sprzeczki.
 - Myślałam, że ma mnie pan dość, panie Jay. - Rzuciłam, siląc się na obojętny ton, nim jeszcze dostrzegłam muskularną sylwetkę, siedzącą na łóżku.
- Przepraszam. - Zastanawiałam się, czy szczerość, którą słyszę spreparował mój mózg, czy jego socjopatia.
- Ależ nie masz za co... Miałeś nie wracać. - Mnie samej trudno było ukrywać emocje. Lodowatą wściekłość. Ślepy gniew.
- Harley, cukiereczku. Dobrze wiesz, że nie mówiłem tego... na poważnie. - Głos mężczyzny był uwodzicielsko niski, choć w jakiś dziwny sposób nie pasował do tej postury, jak gdyby był wymuszony.
- Pogubiłam się już w twoich żartach. - Oparłam się o framugę drzwi i spojrzałam w sufit.
- Dlatego przyszedłem. Żebyśmy wszystko sobie wzajemnie wytłumaczyli, tak? - Wyciągnął do mnie dłoń. - Harley...
Gdyby to był jakikolwiek inny dzień, pewnie trzasnęłabym drzwiami na odchodne, przysięgam. Gdybym nie była tak zmęczona, gdybym nie potrzebowała kogoś, kto pozwoli mi się uspokoić, gdybym...
Podeszłam o dwa kroki i dotknęłam jego dłoni, a on delikatnie usadził mnie na swoich kolanach.
Pozwalałam mu na to. Nie byłam jego marionetką, chciałam tylko wysłuchać tego, co miał do powiedzenia. "Każdy zasługuje na drugą szansę..."
- Laleczko, nie chciałem cię skrzywdzić, nie wiem co we mnie wstąpiło, przysięgam. - Ostrożnie dotknął mojej twarzy, zawieszając na chwilę wzrok na spuchniętych, rozciętych ustach.
Trudno było mi porzucić dystans, przyglądałam mu się w bezruchu, myśląc o tym, że rzuca dość odważne słowa, jak na kogoś, kto uderzył mnie w twarz zaledwie kilka godzin temu.
- Przepraszam. Zrozumiem jeśli nie odzyskam już twojego zaufania. -  Ten niski, uwodzicielski głos niespodziewanie zaczął się łamać.

Kłótnia przerodziła się w awanturę ledwie w ułamku sekundy, kiedy poczułam się fizycznie zagrożona jego bliskością i próbowałam go od siebie odepchnąć. Jay nie tolerował takiego zachowania. Niemal od razu przyparł mnie do ściany, przytrzymując mnie w miejscu silnym uściskiem na ramieniu. Mogłabym przysiąc, że uniósł mnie nad podłogę. Szarpałam się, klnąc w niebogłosy, ale on tylko śmiał się z moich próżnych wysiłków. Któreś z przekleństw wybitnie mu się nie spodobało i wytrąciło go z równowagi na tyle, żebym mogła odepchnąć go z całej siły. Pociągnął mnie za sobą i oboje upadliśmy wprost na stolik kawowy. Spory odłamek szkła rozciął moją koszulkę, ale nie zdążyłam nawet poczuć bólu, kiedy Joker zepchnął mnie z siebie na podłogę i próbował się podnieść.
To wszystko zaszło za daleko. Jakiś instynkt kazał mi natychmiast uklęknąć wśród odłamków szkła, żeby sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku, ale mężczyzna tylko warknął, że mam go nie dotykać i uderzył mnie w twarz.
Byłam wściekła, zerwałam się na równe nogi i wybiegłam z salonu tylko po to, żeby Joker stanął w drzwiach sypialni i odciął mi drogę ucieczki.
- Harley! - Zdawał się być w szoku. Po prostu tam stał, jak wryty, a ja czułam jak mój policzek pulsuje z gorącego bólu.
Dopiero wtedy poczułam krew sączącą się z mojego boku i oblepiającą rozciętą koszulkę. Zobaczyłam na jego rękach mnóstwo drobnych skaleczeń, marynarka była poszarpana i w odłamkach szkła, ale ochroniła go przed najgorszym.
Przebiegłam obok niego, popychając go na framugę, a on nie starał się mnie zatrzymać. Krzyczał tylko coś o tym, że odchodzi, że ma dość mnie i tego wszystkiego, że...
Nie słyszałam co mówi, kierując się prosto do kuchni i w moich fantazjach już przeszukując szuflady w poszukiwaniu ostrych narzędzi. Na szczęście spełnił swoje groźby o odejściu, zostawiając mnie samą na zimnych kafelkach, duszącą w sobie łzy.


"Gdybym tylko go nie zdenerwowała, gdybym nie była taka impulsywna. To była nasza wina, nie tylko jego..."
- Jay... - Oparłam głowę na jego ramieniu. I nie musiałam mówić nic więcej. Czułam jak oboje powoli odzyskujemy spokój. Byłam zbyt zmęczona, by się na niego złościć. Kiedy tak tuliłam się do jego torsu, a on leniwie wodził dłonią po moich plecach trudno było mi uwierzyć w to, co działo się w nocy. 
- Chciałem kupić ci kwiaty ale żadna kwiaciarnia nie była jeszcze czynna... - Usłyszałam tuż za swoim uchem.
Zaśmiałam się cicho. Mogła być ledwie szósta rano, straciłam poczucie czasu przez wszystko, co się działo.
- Może póki co znajdziemy karton lodów, rozwalimy się na kanapie i pooglądamy... cokolwiek leci na kablówce o tej drakońskiej porze?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz