środa, 5 sierpnia 2015

Origins pt. 3

Nie wiedziałam, że łóżka w tym miejscu są aż tak niewygodne. Obudziłam się na jednym z nich, przytarganych wprost do magazynu przez pana Jay specjalnie dla mnie. Jego nie było w zasięgu wzroku, więc postanowiłam pobuszować w rzeczach odebranych osadzonym i znaleźć dla siebie coś wygodniejszego i atrakcyjnego do ubrania.
Muszę przyznać, że nie było to łatwe w stertach często brudnych i zakrwawionych męskich koszul. Wyrzucałam ze skrzyń wszystko, co uznawałam za przydatne wprost na podłogę. Co jakiś czas traciłam wątek i zastanawiałam się czego właściwie szukam. Narobiłam niezłego bałaganu ale w końcu udało mi się znaleźć trampki, dwie, niepodarte pończochy (to nic, że były z różnych kompletów), jeansowe shorty, które ktoś chyba własnoręcznie pofarbował na dwa różne kolory, trochę przyciasny t-shirt i zbyt wielką, czerwoną bluzę jakiejś zapomnianej drużyny sportowej.
- Wyglądasz jak gigantyczny cel. - Usłyszałam za sobą, kiedy próbowałam spiąć włosy paskiem materiału.
- Zbyt prowokująco? - Zapytałam, niewinnie, odwracając się do mojego ptysia.
- O nie, tego nie mógłbym ci zarzucić. - Zlustował mnie wzrokiem na tyle bezczelnym i wygłodniałym, że poczułam gorący dreszcz wzdłuż kręgosłupa. A może coś zupełnie innego...
- Harley, musisz umierać z pragnienia. - Joker usiadł na jednej z większych skrzyń.
- Zgadza się, panie Jay. - Instynktownie oblizałam spierzchnięte usta i starałam się złapać jego wzrok, ale był zbyt zainteresowany stertami śmieci, jakie wyrzuciłam z pudeł.
- Całe szczęście, że możemy zwiedzić to miejsce od kuchni, prawda? - Skinął na mnie i nie musiał robić nic więcej, bym poszła z nim korytarzami okupowanego Arkham.
Powinniśmy chyba uważać na to, by nas nie zauważono, ale ufałam Jokerowi na tyle, że w tym rzucającym się w oczy stroju paradowałam o pół kroku za nim, głównym hallem, wprost do skrzydła rekreacyjnego.
Znałam tą drogę, ale czułam się, jakbym przechadzała się nią po raz pierwszy. Wszystko wydawało się takie nowe, ostre i intensywne. Zupełnie, jakby ktoś zmienił to miejsce specjalnie dla nas.
Rozglądałam się wokół, rozkojarzona, za którymiś z kolei drzwiami gubiąc mojego przewodnika.
- Panie Jay? Ptysiu? - Zawołałam za nim, przyspieszając kroku. Nie odpowiedział, ale słyszałam kogoś tuż za zakrętem.
Niemal nie wbiegłam na uzbrojonego po zęby antyterrorystę.
Uskoczyłam na sam jego widok, z szybkością, jakiej bym się po sobie nie spodziewała. Ze strachu nie wydałam z siebie nawet pisku.
Mężczyzna strzelił ostrzegawczo.
Czułam jak adrenalina rozszerza mi źrenice, a instynkt podpowiada, żeby walczyć. Już miałam na niego wyskoczyć, kiedy mężczyzna zdjął maskę i upadł na kolana, jakby powaliły go... strzałki usypiające.
Na końcu korytarza stał Joker, z wycelowaną w przestrzeń szpitalną bronią.
Pobiegłam do niego, zarzucając mu ręce na szyję.
- Ocalił mi pan życie, panie Jay! - Pisnęłam.
- Chciałaś na niego wyskoczyć? - Zapytał, zupełnie ignorując moją reakcję.
- Chciał mnie zastrzelić! - Usprawiedliwiałam się.
- A ty nie chciałaś uciec! Żałuję, że tego nie zobaczyłem. Chciałaś wyskoczyć na dwumetrowego gościa z karabinem? Co niby mogłabyś mu zrobić? Zagłaskać go na śmierć? - Joker oswobodził się z mojego uścisku i śmiał się w głos, nie zwracając uwagi na to, czy ktoś inny zdoła usłyszeć co dzieje się w tej okolicy.
- Trenowałam akrobatykę.
- Zrobiłabyś szpagat grozy? Salto motrales?
- Albo po prostu mogłabym wskoczyć mu na ramiona i złamać kręgosłup? - Wzruszyłam ramionami, niezbyt już zainteresowana byciem obiektem jego żartów.
Jego śmiech stał się nieco bardziej przenikliwy, jakby moja odpowiedź była kiepskim żartem.
- Liczyłem na to, że został ci jeszcze jakiś instynkt samozachowawczy, ale widzę, że i od niego cię uwolniłem. Jesteś niesamowita. - Mężczyzna objął mnie ramieniem a ja spojrzałam na niego zastanawiając się, czy jestem w wystarczającej formie, żeby z dwukroku wskoczyć mu na ramiona i złamać kręgosłup.  Hipotetycznie oczywiście. Był podobnej postury co obezwładniony mięśniak.
- Nie wierzysz, że bym to zrobiła? - Odsunęłam się.
Nie spodobało mu się to, ale chociaż zdołałam go zaintrygować.
- Zabiłaś kiedykolwiek człowieka, Harley? - Zapytał, patrząc mi prosto w oczy.
- Zabiłabym, gdybym musiała się obronić.
- Nie o tym mówię.
Zdawał się być mną... zawiedziony? Nie chciałam być dla niego ciężarem, nie chciałam pokazać mu, że jestem niezdolną do niczego damą w opałach, za którą trzeba biegać z bronią i ocalać ją przed każdym osiłkiem. Wiedziałam, że mogłabym sobie poradzić, wiedziałam.
Ledwie odszedł ode mnie o krok, a ja cofnęłam się do bezwładnego ciała, leżącego twarzą do ziemi i uklękłam na wysokości jego ramion, trzymając głowę mężczyzny pomiędzy nogami.
- Daj spokój, dziecino, nie próbuj udowadniać czegoś, czego nie zdołasz.
Nawet nie patrzyłam na Jokera. Zawód i chłód w jego głosie sprawiały, że tym bardziej miałam ochotę ukręcić łeb temu antyterroryście, przez którego wyszłam na słabą idiotkę.
- Harley?
Słowa już do mnie nie docierały. Złapałam z całych sił za głowę, jakby była zaledwie kawałkiem mięsa i szarpnęłam nią raz, a porządnie. Coś strzyknęło głośno, niemal przyprawiając mnie o mdłości, ale zamiast fajerwerków i mrocznego kosiarza dostrzegłam, że mężczyzna otwiera oczy z przerażeniem.
Roześmiałam się.
Nie była to może najodpowiedniejsza reakcja, ale miałam ochotę śmiać się i śmiać z tego, że nie mogłam złamać mu karku.
Śmiałam się głośno, kiedy ponownie, tym razem mocniej szarpnęłam jego głową pod dziwnym kątem. Mięśniak nie zamknął oczu, już nie mógł.
Śmiałam się nadal, zsuwając się z tężejącego pode mną ciała, głośnym śmiechem, jakby nie do końca należącym do mnie.
Śmiałam się wciąż, kiedy podniosłam wzrok i zobaczyłam szczerą dumę w oczach Jokera, obserwującego to wszystko z dystansem.
Drżałam ze śmiechu, kiedy poczułam, że po policzkach wcale nie płyną mi łzy szczęścia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz